Czasem jedno dobre serce potrafi odmienić całe życie drugiego człowieka.
W chłodny jesienny poranek bezdomny mężczyzna, który pozostał tylko ze swoją starą fletnią, siedział na ławce w parku i grał delikatną melodię. Jego muzyka płynęła z głębi duszy – była pełna tęsknoty, ale i nadziei. Przechodnie na chwilę przystawali, poruszeni dźwiękami i smutkiem bijącym od starca.
W pewnym momencie podszedł do niego mały chłopiec z mamą. Chłopiec poruszał się, czołgając się po ziemi – nie miał wózka inwalidzkiego.
– Nie stać nas na rehabilitację, ani na wózek – powiedziała kobieta ze łzami w oczach. – Ale wierzymy, że kiedyś stanie na nogi.
Bezdomny mężczyzna, sam poruszający się na wózku, spojrzał na chłopca i długo milczał. Po chwili wstał z trudem z wózka, oparł się o drzewo i powiedział:
– Ty potrzebujesz tego wózka bardziej niż ja. Ja jakoś sobie poradzę.
Kobieta płakała, chłopiec przytulił starca z całej siły. W tym jednym geście zawarta była wdzięczność, której nie da się wyrazić słowami.
Lata mijały. Bezdomny, coraz bardziej schorowany, nadal grywał na fletni w tym samym parku. Nie miał nic poza wspomnieniem tamtego dnia i nadzieją, że chłopiec gdzieś tam żyje i ma się lepiej.
I wtedy, po pięciu długich latach, pojawił się młody mężczyzna w garniturze. Jego twarz promieniała.
– Pamięta mnie pan? To ja – Tomek – powiedział.
Mężczyzna nie wierzył własnym oczom. Chłopiec, który kiedyś czołgał się po ziemi, teraz stał przed nim wyprostowany, uśmiechnięty, silny.
– Rehabilitacja zdziałała cuda. Dziś nie tylko chodzę, ale też trenuję sport. Moja mama założyła mały catering i żyjemy skromnie, ale godnie – mówił Tomek z dumą.
W rękach trzymał pudełko.
– To dla pana. Nowa fletnia. Dziękuję, że wtedy pan mi pomógł. Dzięki panu uwierzyłem, że dobro istnieje naprawdę.
Bezdomny wziął instrument, a jego oczy napełniły się łzami.
– Nigdy nie przestałem grać, ale teraz znów mam powód, by wierzyć w ludzi.
Bo czasem wystarczy jeden gest, by zmienić czyjeś życie na zawsze.