Pewnej nocy kobieta usłyszała płacz noworodka dochodzący z werandy sąsiadki. Zabrała dziecko do siebie i zdecydowała się je adoptować. Wiele lat później wyznała mu prawdę — i razem wyruszyli na poszukiwania jego biologicznej rodziny. To, co odkryli, przerosło wszelkie oczekiwania.
Wróciłam do domu z późnej zmiany, kiedy usłyszałam rozpaczliwy płacz dziecka. Spojrzałam w stronę domu mojej sąsiadki Ellie i zobaczyłam wózek dziecięcy na jej werandzie. Zamarłam. Podeszłam bliżej i zobaczyłam malutkie niemowlę, które machało rączkami i krzyczało. Zaskoczona, zadzwoniłam do drzwi Ellie.
— Judy? Co się stało? — zapytała zaspana. Ale gdy tylko zobaczyła dziecko, oczy jej się rozszerzyły ze zdumienia.
— Ellie, co to ma znaczyć?! Dlaczego na twojej werandzie jest dziecko?! — zapytałam z niedowierzaniem.
— Nie mam pojęcia — odpowiedziała, kręcąc głową.
— Nie słyszałaś tego płaczu?
— Nie… Oglądałam coś w swoim pokoju. Dopiero jak zadzwoniłaś. Może powinniśmy zadzwonić na policję?
— Jack? — zapytałam podejrzliwie, widząc jej dziwną minę.
— Uhm… tak. — Wzruszyła ramionami. Byłam kompletnie zagubiona. Wszystko wydawało się jak z filmu. Jedynym logicznym krokiem było wezwanie policji.
Funkcjonariusze zabrali dziecko do sierocińca i obiecali, że spróbują odnaleźć jego rodziców. Kilka dni później wraz z mężem Justinem postanowiliśmy odwiedzić chłopca. Rodziców wciąż nie udało się ustalić, więc po wielu rozmowach podjęliśmy decyzję — adoptujemy go. Na szczęście nasz wniosek został zatwierdzony. Nadaliśmy mu imię Tom.
Nie było łatwo. Wychowanie dziecka to wyzwanie — ale razem daliśmy radę. Niestety, pięć lat później Justin zmarł. Tom był zdruzgotany. Justin był dla niego jak najlepszy przyjaciel. Potrzebna była długa terapia i dużo miłości, byśmy wspólnie przetrwali ten czas. Byłam tak dumna z mojego syna. I tak wdzięczna, że tamtej nocy usłyszałam płacz na werandzie Ellie.
Gdy Tom skończył 13 lat, akurat robiliśmy remont w domu. Było intensywnie, ale z nadzieją i radością. Pewnego dnia weszłam do jego pokoju i zastałam go przeglądającego jakieś stare dokumenty.
— Mamo… Czy ja jestem adoptowany? — zapytał cicho, patrząc mi prosto w oczy.
Nie tak chciałam mu powiedzieć. Ale już było za późno. Usiadłam obok niego na podłodze i opowiedziałam mu całą historię. Jak go znalazłam, jak odwiedziliśmy go w sierocińcu, jak został naszym synem.
— Chcę, żebyś wiedział, że to niczego nie zmienia. Jesteś moim synem. Justin był twoim ojcem. Kochaliśmy cię bardziej niż cokolwiek na świecie. Wierzysz mi? — zapytałam, drżącym głosem.
Tom zapłakał, powiedział, że tęskni za tatą — ale po chwili przytulił mnie. Kilka dni później znowu przyszedł do mnie.
— Mamo, chciałbym z tobą o czymś porozmawiać — powiedział nieśmiało.
— Oczywiście, siadaj — odpowiedziałam spokojnie.
— Chciałbym odnaleźć moich biologicznych rodziców — wyszeptał. Dodał, że mnie i tatę kocha nad życie — ale chciałby wiedzieć, skąd pochodzi. Może nawet nawiązać z nimi kontakt.
Nie mogłam mu odmówić.
— Może się zdarzyć, że ich nie znajdziemy. Policja też nie dała rady. A nawet jeśli ich odnajdziemy, mogą nie chcieć kontaktu. Czy jesteś gotów się z tym zmierzyć? — zapytałam.
Tom chwilę milczał, po czym skinął głową. — Myślę, że tak. A jeśli nie, pogadam o tym z doktorem Bernsteinem — próbował się uśmiechnąć.
— Jestem z ciebie dumna, synku. Przynieś laptopa — zaczynamy szukać.
Zrobiliśmy wszystko. Posty na Facebooku, tweety, rozmowy z sąsiadami. Ale nic.
Pewnego dnia, gdy byłam u Ellie, wyżaliłam się:
— Tom tak się zawiódł… Boję się, że nic nie znajdziemy.
— Dlaczego tak bardzo chce ich znaleźć? — zapytała.
— Myślę, że po śmierci Justina czuje pustkę. Szuka męskiej figury. Chcę mu pomóc — ale już nie wiem jak…
— Biedny Jack… — wymamrotała.
— Jack? — spojrzałam na nią zdziwiona.
— Uhm… ja…
— Ellie, wiesz coś?! — podniosłam głos. Zawsze podejrzewałam, że nie mówi wszystkiego.
— Ellie! — krzyknęłam. Zadrżała.
— Dobrze, powiem ci! Ale tylko dlatego, że się bałam… Bałam się, że mnie oskarżą — wybuchła płaczem.
— Mów.
— Znam jego matkę. Miała na imię Alana — powiedziała, wyciągając łańcuszek i list.
— Moja przyjaciółka Alana zaszła w ciążę. Zostawiła swojego chłopaka Alexa dla innego. Ale kiedy jej brzuch rósł, tamten też ją rzucił. Nie chciała, żeby Alex dowiedział się o dziecku. Poprosiła mnie o pomoc…
Podała mi list.
— Napisała, że chce oddać dziecko do adopcji. Że kiedyś, jak życie się jej ułoży, wróci po nie.
— Dlaczego nie przekazałaś tego wszystkiego policji?! — zapytałam zszokowana.
— Nie chciałam dziecka. Nie nadaję się na matkę… Po prostu schowałam list i łańcuszek. A potem zamknęłam drzwi. Chwilę później przyszłaś ty…
Zacisnęłam zęby, próbując powstrzymać gniew.
— Czy ona wróciła? A Alexa — znasz?
— Nigdy się nie odezwała. Ale mam do niego numer.
Znalazła stary telefon i podała mi numer.
Zadzwoniłam. Alex nic nie wiedział o istnieniu syna. Po długiej rozmowie zgodził się spotkać z Tomem. Powiedziałam o wszystkim synowi — i zobaczyłam w jego oczach światełko nadziei.
Następnego dnia Alex przyszedł. Dużo rozmawiali — o piłce, baseballu, grach. Na koniec zapytał, czy mógłby się z nim czasem widywać. Odpowiedziałam, że to Tom musi zadecydować.
Z czasem zbliżyli się do siebie. Tom zaczął regularnie go odwiedzać. Niestety Alanę jakby pochłonęła ziemia — nie udało się jej odnaleźć.
Zaskakująco, Alex i ja zostaliśmy przyjaciółmi, potem parą. Gdy Tom skończył 18 lat, wzięliśmy ślub. To on zaprowadził mnie do ołtarza — i cieszyłam się, że nie zostanę sama, gdy wyjedzie na studia.
Mimo wszystkich sekretów i niespodzianek — niczego nie żałuję. Mam cudownego syna i rodzinę zbudowaną na miłości.