Nancy wierzyła w miłość, lojalność i równość w małżeństwie. Przez dwa lata regularnie płaciła swoją część czynszu, ufając mężowi bez zastrzeżeń.😊😊
Gdy odkryła, że on i jego matka ją oszukiwali i wyłudzili od niej tysiące dolarów, postanowiła wymierzyć im sprawiedliwość – w sposób, którego nie zapomną do końca życia.🎉🎉
Ciąg dalszy w pierwszym komentarzu.👇👇
Mówi się, że nie ma nic bardziej przerażającego niż wściekła kobieta. Ale najwyraźniej nikt jeszcze nie spotkał kobiety, którą przez dwa lata okradał jej własny mąż wraz ze swoją matką.
Jestem osobą uczciwą.
Ciężko pracuję, gram fair i oczekuję tego samego w zamian.
Ale czasami życie potrafi uderzyć z taką siłą, w tak perfidny i przemyślany sposób, że serce pęka, a w duszy budzi się gniew, który może tylko ukoić zimna, dobrze przemyślana zemsta.
Wiecie, co w tym wszystkim najśmieszniejsze? Myślałam, że ja i Jeremy tworzymy stabilny związek.
Pobraliśmy się młodo, wspólnie budowaliśmy nasze życie i dzieliliśmy wszystko po równo. To była nasza zasada: pół na pół. Czynsz, zakupy, rachunki. Wszystko.
To Jeremy znalazł mieszkanie.
— Kochanie, musisz to zobaczyć — zadzwonił do mnie podekscytowany. — Jest idealne dla nas.
— Idealne? W jakim sensie? — zapytałam, uśmiechając się do jego entuzjazmu.
— Dwa pokoje, nowoczesna kuchnia i balkon, o którym zawsze marzyłaś. I wyobraź sobie – tylko 2000 dolarów miesięcznie. Jak na tę okolicę, to świetna cena.
Skakał z radości, pokazując mi mieszkanie i wskazując każdy szczegół jak dziecko chwalące się nową zabawką.
— Podzielimy się po równo, po tysiącu na głowę – tak, jak się umawialiśmy — powiedział, obejmując mnie na balkonie. — Nasz pierwszy prawdziwy wspólny dom.
Odwróciłam się i pocałowałam go.
Wszystko wyglądało dobrze: umowa najmu, przelewy, właściciel – wszystko zdawało się w porządku. Żadnych podejrzanych sygnałów.
Aż pewnego grudniowego wieczoru zepsuła się winda… i usłyszałam rozmowę, która zmieniła wszystko.
Wsiadłam do windy po 12-godzinnym dyżurze w szpitalu, ledwo trzymając się na nogach.
Na piątym piętrze dołączyła do mnie Taylor – moja sąsiadka, dwudziestokilkuletnia dziewczyna.
— Hej! — rzuciła wesoło, po czym przechyliła głowę. — O, znam cię! Mieszkasz w mieszkaniu pani Lori i Jeremiego, prawda?
Jej słowa uderzyły mnie jak obuchem w głowę.
— Pani Lori?
— No tak, matka Jeremiego. Ona i jej syn kupili to mieszkanie, gdy tylko ten budynek powstał. Świetna inwestycja! Zawsze o tym mówiła na spotkaniach wspólnoty.
Ziemia zaczęła usuwać mi się spod nóg.
— Spotkania wspólnoty?
— Oczywiście! Nigdy żadnego nie opuściła. Zawsze mówiła o tym, jak wzrosła wartość mieszkań i ile zyskali, gdy poprzedni lokatorzy się wyprowadzili.
Potem Jeremi wprowadził się tu ze swoją byłą… ale to nie trwało długo. Teraz mieszkasz tu ty!
Zacisnęłam dłoń na poręczy windy tak mocno, że aż zbielały mi palce.
— Jego była też tu mieszkała?
Uśmiech Taylor nagle zniknął.
— Ojej… nie wiedziałaś? Myślałam, że to powszechnie wiadomo… Pani Lori często powtarzała, że najlepiej, gdy własność zostaje w rodzinie… była nawet w zarządzie wspólnoty mieszkaniowej.
Drzwi windy się otworzyły, ale ja nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca.
— Nancy? — Taylor dotknęła delikatnie mojej ręki. — Zbladłaś. Przepraszam, myślałam, że wiesz.
— Nie, — wyszeptałam wychodząc. — Ale teraz się cieszę, że już wiem.
Szłam korytarzem, a w głowie mi huczało.
Jeremi był właścicielem tego mieszkania? Nie tylko on. Jego matka również.
Przez dwa lata oddawałam uczciwie zarobione pieniądze mojemu mężowi, sądząc, że wspólnie płacimy czynsz. Ale żadnego wynajmującego nie było. Żadnej prawdziwej umowy. To wszystko było jednym wielkim kłamstwem.
Trzęsły mi się ręce. Mój mąż wszystko sfałszował — dokumenty, nazwisko właściciela, cały przekręt. Ukradł mi 24 000 dolarów i… podzielił się nimi z własną matką.
Usiadłam. Musiałam przemyśleć, jak zniszczyć życie Jeremiego.
[Następuje szczegółowy opis planu zemsty, obejmujący m.in. opróżnienie wspólnego konta, pozostawienie mieszkania z listem grożącym pozwem, żądanie zwrotu pieniędzy i triumfalne podpisanie papierów rozwodowych.]
Na końcu sprawiedliwość zwyciężyła.
Mówią, że najlepszą zemstą jest dobre życie.
Ale wiecie, co jest jeszcze lepsze? Żyć dobrze w mieszkaniu, które naprawdę należy do ciebie – kupionym za pieniądze, które ci ukradziono.
Niektórzy nazwaliby to okrucieństwem.
Ja nazywam to sprawiedliwością.
A toffi w cieście?
Uwierzcie – każdy „specjalny składnik” był tego wart.