Mój brat Ernest i ja wychowaliśmy się w małym miasteczku, gdzie panował spokój i prostota. Zawsze ceniłam sobie ciszę i wiejskie życie, podczas gdy mój brat marzył o wielkim mieście, jego zatłoczonych ulicach i możliwościach.😊😊
Po skończeniu szkoły zapisał się na studia, znalazł dobrą pracę i niedługo potem ożenił się z Camilą. Żyli dobrze: przytulne mieszkanie, samochody, podróże. Wychowali dwoje wspaniałych dzieci.😱😱
Kontynuację znajdziesz w pierwszym komentarzu.👇👇
Chociaż nie odwiedzali nas często, każda wizyta wiązała się z niezadowoleniem. Czuli się pozbawieni wygód, do których byli przyzwyczajeni: nasze małe mieszkanie i spokojna atmosfera wydały im się zbyt proste i nudne. A jednak zawsze staraliśmy się, by ich pobyt był jak najbardziej komfortowy.
Zawsze oddawaliśmy im naszą sypialnię, podczas gdy mama i ja spałyśmy w salonie. Za każdym razem gotowałyśmy ich ulubione potrawy, żeby czuli się jak u siebie w domu.
Niedawno mama zachorowała i musiała zrobić badania w mieście, gdzie mieszkają Ernest i jego żona Camila. Postanowiłyśmy ich odwiedzić na kilka dni, dopóki badania się nie zakończą. Ale zaraz po przekroczeniu progu ich mieszkania Camila z poważną miną powiedziała:
– Musicie zrozumieć, że sami musicie zapłacić za swój pobyt i jedzenie.
Te słowa były dla mnie szokiem. Zamiast zaoferować pomoc, żądała zapłaty. Mama i ja byliśmy zaskoczone. Spakowałyśmy rzeczy i wybrałyśmy najtańszy hotel. Nie chciałyśmy być ciężarem dla nikogo.
Kiedy po jakimś czasie wróciłyśmy do domu, mój brat zadzwonił do mnie, mówiąc, że chce nas odwiedzić. Odpowiedziałam spokojnie:
– Zawsze chętnie witamy naszych bliskich, ale wy… znajdźcie sobie miejsce do spania.
Gościnność powinna być obustronna, prawda?